sobota, 9 lipca 2016

Numb #7



*Chester*
Gdy Mike wpadł do mojego pokoju i przekazał mi informację o śmierci jego rodziców, miałem już ułożony scenariusz. On nie ma nikogo a ja mam brata za kratami. Jedynym miejscem gdzie mogliśmy trafić to sierociniec...
Nie chcę tego. Nie chcę tam iść ! Mike jest mądrym chłopakiem, który da sobie radę, a ja ? Jestem nieudacznikiem, który będzie pewnie czekał aż do osiemnastego roku życia w tym przytułku.
- Dlaczego chowasz za sobą ręce - zdziwił mnie ten fakt, gdyż on zawsze nimi coś wskazuje.
- Chciałem je powstrzymać.... - chłopak upadł na ziemie nie kończąc zdania.
Zadzwoniłem po karetkę kiedy zobaczyłem jego rękaw od bluzy.
Chłopak miał całą rękę we krwi..
Piętnaście minut później przyjechało pogotowie. W międzyczasie starałem się zatamować krwawienie.
Ratownicy zapakowali Mike'a do pojazdu i kazali mi również wsiąść.
Nie chciałem robić afery więc zrobiłem to o co mnie poproszono.
Gdy byliśmy na miejscu przenieśli Spike'a na salę i podłączyli pod różne maszyny, a ja siedziałem na krześle i myślałem co będzie dalej...
Gdy kumpel się wybudził zaszyli mu głębsze rany i zabandażowali.
Chłopak stwierdził, że cała ręka go boli. Nie dziwię się. Trzeba być na prawdę idiotą aby się tak okaleczyć.

Dwa dni później.

Mike'a wypisali ze szpitala i przewieźli nas do sierocińca. Michael był wpatrzony w okno. Nie odzywał się ani słowem, zamknął się w sobie. Nie chciałem go wkurzać więc również siedziałem cicho jak mysz pod miotłą.
Gdy dojechaliśmy na miejsce otrzymaliśmy wspólny pokój. Nie był on duży ani mały. Był idealny na dwie osoby.
Ściany pokryte niebieską farbą, panele na podłodze, duża przestronna szafa i dwa łóżka z szafkami nocnymi.
Żyć nie umierać ! A może jednak umierać..
Na drugi dzień musieliśmy zrobić śniadanie z resztą i pozmywać. Następnie Mike miał coś narysować w sali adopcyjnej gdyż tam miał ciszę i spokój.
Ja siedziałem na korytarzu i patrzyłem w podłogę. W pewnym momencie zorientowałem się, że jakaś kobieta wynosi torbę mojego kolegi...
Wiedziałem, że tak to się skończy...

Kilka lat później *Mike*

Jestem uzdolnionym plastykiem i muzykiem. Dziękuję rodzinie, która mnie zabrała z tego przytułka. Bez nich nie dał bym rady otworzyć się na ludzi.
Aktualnie mieszkam sam w małej chatce, w Los Angeles. Nie widziałem moich znajomych od kilku lat. Ale co ja poradzę ? Oni zostali w tym zapyziałym Phoenix. Jestem tylko ciekawy co się dzieje z chłopakiem, z którym dzieliłem rodzinę przez pewien okres czasu jak i pokój w sierocińcu przez dwa dni...
Nie pamiętam nawet jego imienia, ale jakbym go spotkał, to jest możliwe, że go rozpoznam.
Wyszedłem z domu i udałem się na spacer. Nie mieszkam w luksusowej dzielnicy. Raczej jest to alejka ćpunów, meneli, pijaków i gwałcicieli. Choć znajdą się tutaj również normalni ludzie.
Początek mojej wędrówki to pół kilometra między budynkami a następnie pięć minut do parku.
Szedłem wolnym krokiem. Nie spieszyło mi się miałem ochotę na długi spacer.
W pewnym momencie wyskoczył mi jakiś oszołom i pytał czy kupię od niego zegarek, buty, narkotyki i scyzoryki.
Dziwny koleś. Widziałem już go kilka razy i cały czas mu odmawiam a on twierdzi, że nawet nie pomogę koledze.
Chłopak jest ode mnie trochę niższy ale zaniedbany. Szkoda takich ludzi ale los nie wybiera. Drogę jaką ruszysz wybierasz sam.
Idąc dalej, gdy dotarłem już do parku zauważyłem rudobrodego człowieka. Przyglądał mi się uważnie. Nie wiedziałem czego chce. A może planuje mnie okraść ? Niech bierze ! Mam trzy dolce w kieszeni.
- Możesz mnie tak perfidnie nie mierzyć wzrokiem ? - zapytałem w końcu.
- To ty ? - odezwał się.
- Człowieku wybacz ale cię nie znam.
- Znasz mnie i to dobrze ! Pamiętasz rudego chłopaka ze szkoły, który każdemu potrafił wpierdolić ?
- Dave ? - mojego zaskoczenia nie dało się ukryć. Nie spodziewałem się, że jeszcze go zobacze.
- Bingo !
- Nawet nie wiesz jak się cieszę widząc kogoś sprzed lat.
- Ucieszysz się bardziej widząc owce albo żarłoka - zaśmiał się.
- Nie gadaj, że oni też tutaj są
- Są mieszkają niedaleko.
- A Rob ? - zapytałem.
- Nie wiem dokładnie gdzie się podziewa ale minąłem go kilka razy. Nie rozpoznał mnie niestety.
- Ja ciebie nie poznałem. Nie wiem czy jak zobaczę resztę, to mnie nie zamuruje - zaśmiałem się.
- Powiem tak. Joe jak zawsze szuka ciastek a Brad ma dość spore afro.
Patrzyłem na chłopaka jak na obrazek. Chciałem jak najszybciej zobaczyć ekipę.
Ruszyliśmy z Davidem do ich mieszkania. Jak się po drodze dowiedziałem, to Farrell ma dziewczynę, reszta jest wolna jak ptak...jak ja.
- Nie wiesz co z tym chłopakiem, z którym mieszkałem ? - zapytałem z nadzieją na konkretną odpowiedź.
- Z tego co słyszałem, to stoczył się. Nikt go nie zabrał z tego domu. Siedział tam do osiemnastki a teraz nie wiem co z nim się działo przez te sześć lat. Może znalazł kogoś albo skończył ze sobą.. Nie mam stary najmniejszego pojęcia.
- Cóż, dzięki za odpowiedź. Ty pewnie pamiętasz jak on miał na imię ?
- Chester... Be.. Ber.. Ben.. Bennington. O, tak.
- Przynajmniej tyle wiem.
Dotarliśmy na miejsce. Dave się zapytał czy mnie poznają a później już tylko siedzieliśmy i dobrze się bawiliśmy...

Tajemniczo... choć nie. Bo się wypaplałam trochę. :p

2 komentarze:

  1. Wchodzę na blogspota a tu widzę taką małą niespodziankę. Sądzilam że już nie zobaczę cie na tym blogu.
    Co do rozdziału jest fajny ale według mnie trochę za szybko się to działo. Cały przebieg tego rozdziału. Szkoda mi było gdy czytałam jak Mikey zapomniał o Chazie a tyle ich łączyło
    Miło że spotkał Dave'a. Uwielbiam tego rudzielca
    To tyle
    Czekam na kolejny i daj go szybciej niż rok przerwy
    Zapraszam również do sobie http://klucze-krolestwa.blogspot.com/?m=1.
    Do zobaczenia

    Mika Shinoda

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń