Gdzie ja jestem widziałem Klaudie twierdziła, że jeszcze na mnie przyjdzie pora. Hmmm... o co jej chodziło. Sam nie wiem co się ze mną dzieje, przecież jest wszystko okey leże w domu na łóżku patrzę w sufit, słyszę jak Darvin gra na konsoli. Dobra wstaję nie mam na co czekać jest już czternasta.
Idę do kuchni coś uszykować do jedzenia, wołam Darva. Schodzi na dół w zakrwawionej bluzce i z dziurą w brzuchu. Pytam co się stało ale on odpowiada tylko : To przez Ciebie... Zamurowało mnie. Jak to przeze mnie, co ja zrobiłem przecież tylko spałem. Wychodzę na dwór nikogo nie ma. Pusto. Szedłem w stronę domu Mike'a. Wszedłem do środka byli wszyscy, każdy patrzył się na mnie jak na idiotę.
- Chester coś ty zrobił - usłyszałem cichy szloch Joe'go.
- Debil z Ciebie - powiedział ze łzami w oczach Rob, który przytulał się do Brada.
- Po co Ci to było ? - wydusił z siebie Dave.
- Zabiłeś własnego syna, jak tego mogłeś dokonać, jesteś skończonym idiotą rozumiesz ?! - wykrzyczał Spike po czym wziął Patrycje i wyszedł.
Wyszedłem z mieszkania ulice znowu były pełne ludzi ale tych których ja kiedyś skrzywdziłem albo oni mnie widziałem wszystkich te twarze miałem dość... Uciekałem ...
** Perspektywa Mike'a **
Kurwa to moja wina, moja, moja, moja ja to wiem mam dość. Sam bym się zaćpał na śmierć ... Kurwa Spike o czym ty pierdolisz ogarnij się... Ehhh oby z tego wyszedł ...
Rano ...
- Mike wstawaj, ej rusz się - mówił Brad.
- Co jest ? - zapytałem zamulony .
- Z Chazzem trochę lepiej niby ma się wybudzić za 3 dni - poinformował mnie Delson .
- Aha - ziewnąłem i skuliłem się w kłębek, poszedłem spać dalej ...
- Kurwa Shinoda ! - krzyknął nagle Rob .
- Co ?! - zerwałem się na równe nogi .
- Nico, jedziemy do domu Chestera, czyli odwieźć Ciebie ... - wymruczał Phoenix.
- Nigdzie nie jadę zostaję tutaj ! - wydarłem się.
- Uparty jak osioł. Ehhh... Jak chcesz to tutaj zostań z Joe i Pat ... - powiedział Brad po czym wyszedł z resztą ...
- Mike czy on z tego wyjdzie ? - usłyszałem słodki głosik, to na pewno nie był głos Joe'go .
- Tak raczej wyjdzie swoje już przeszedł - uśmiechnąłem się do Patrycji .
Nastała cisza, normalnie jak w grobie ja siedziałem pod ścianą Joe poszedł coś zjeść a Pati siedziała na krześle i myślała ...
Tą cisze przerwał pisk który tak dawał po uszach, że nie dało się wytrzymać. Coś się działo z Chazzem, zbiegli się wszyscy lekarze pielęgniarki itd ... Po 5 minutach pisk ucichł i wyszedł lekarz.
- Ledwo dajemy radę najlepiej by było jak by pan Bennington trafił do kliniki prywatnej - powiedział koleś w kitlu .
- Znam dobrą klinikę - odezwał się Joe.
- To niech panowie tam zadzwonią - powiedział lekarz.
Po 2 godzinach Chester już był w klinice .
Niech tutaj coś zrobią, mam nadzieję, że będzie dobrze... Hmmmm ma byś kurwa dobrze ! - gadałem w myślach .
zadzwoniliśmy do chłopaków przyjechali po nas i pojechaliśmy do Farrella.
** Perspektywa Chestera **
Ludzie nagle zaczęli znikać tak jeden po drugim, zrobiło się ciemno słyszałem tylko cichy głos był on trochę znajomy ale go nie poznałem mówił tylko : Panie Bennington ... I tak przez pewien czas. Później słyszałem : Zadzwońcie do pana Shidony... Nie wiem co się dzieje ... Od czasu do czasu widzę ostre światełko poruszające się przed moimi oczyma.
Otworzyłem oczy, nadal nie wiedziałem gdzie jestem, to było dziwne. Wszędzie białe ściany i dwie postacie, które były zamazane ...
Druga osoba był to mężczyzna który patrzył się na mnie ze łzami w oczach, miał czarne włosy i białą koszule w kratę. Mówił coś pod nosem zrozumiałem tylko : Chazz ... żyjesz ... nie ... tak ... więcej ... Nie wiem o co mu dokładnie chodziło ale mniejsza o to ...
** Perspektywa Mike'a **
Dostałem telefon, że wybudzają Chestera, przyjechałem jak najszybciej stałem koło jego łóżka i mówiłem do niego, chyba nic nie słyszał ...
O godzinie dwudziestej trzeciej Chazz otworzył już szeroko oczy, lecz nadal były one takie zaćpane ale wesołe jak i za razem smutne, przygnębione .....
Powiedziałem mu tylko, żeby się trzymał bo ja jadę do Farrella ..
- Mike przepraszam idiota ze mnie - usłyszałem zachrypnięty głos przyjaciela.
- Tak jest z ciebie idiota, ale mój idiota. To przeze mnie - stwierdziłem .
- Widziałem Cię w moim śnie, chyba to był sen mówiłeś, że zabiłem własnego syna. O co mogło wtedy chodzić - wymruczał Chester przełykając ślinę.
- Stary nie wiem - na mojej twarzy pojawił się smutek, rozpacz ale szybko zastąpiłem te uczucia sztucznym uśmiechem ...
- Nic nie jest Darvinowi ? - zapytał ....
- No nie - podrapałem się po głowie i skłamałem .
- Dobra ja idę do jutra - powiedziałem i wyszedłem ...
Macie wyrzygałam z siebie ten rozdział ! .. -.- masakra ... Wiem rozdział do dupy ... Komentujcie ...
Wiem, że krótki ale przed Sylwestrem chce jeszcze napisać drugiego ...